Sadowski-Romanov: Całkowite zamknięcie granic przez Rosję. Ucierpi polski eksport

– Rosja już od kilku lat zmaga się z kryzysem wywołanym sankcjami, osłabieniem rubla i spadków cen na nośniki energetyczne. Dlatego wiele biznesów już od kilku lat bardzo uważnie prowadzi wymianę handlową ze wschodem. Oczywiście, aby wozić towary za wschodnią granice, należy mieć odpowiednie koncesje, co przy zmniejszonym zapotrzebowaniu już było uciążliwe, a całkowita blokada granicy może spowodować jeszcze głębsze straty – mówi na temat wstrzymania wymiany handlowej z Rosją Sebastian Sadowski-Romanov.

Jak podkreśla ekspert, Polska zawsze była dużym eksporterem żywności do Rosji, ale jej główny sektor handlowy to eksport maszyn i urządzeń, który nie był objęty embargiem. Prezes firmy Itro podkreśla jednak, że zamówienia z rynku rosyjskiego zmalały już od 2014 roku, dlatego wydaje się, że ani firmy, ani logistyka czasowej blokady granic szczególnie mocno nie odczuje.

Zdaniem doradcy w kontekście przeciwdziałania długofalowym skutków sytuacji epidemicznej kluczowe jest utrzymanie się firm.

− Jeżeli przetrwają kryzys związany z epidemią to eksporterzy tylko na tym wygrają. Osłabiona lokalna waluta spowoduje przyrost dochodów eksporterów z powodu wyższych kursów wymiany. Wiele firm uświadomiło sobie zagrożenie związane z uzależnieniem od dostaw z jednego źródła (Chin) i będzie szukać nowych podwykonawców i dostawców w innych regionach świata co jest znowu szansą dla polskich eksporterów, ale również do napływu zagranicznych inwestycji – wyjaśnia ekspert.

Trudno dokładnie wskazać, którzy przedsiębiorcy ucierpią najbardziej, jeśli w ślady Rosji czy Ukrainy pójdą inne kraje graniczące z Polską. Będą to z pewnością eksporterzy, ale również ich podwykonawcy.

− Gospodarka to naczynia powiązane. Ucierpią eksporterzy, ale również ich podwykonawcy. Jeżeli weźmiemy pod uwagę ostatni raport EY, który stwierdza, że to właśnie polski eksport przyczynia się najbardziej do wzrostu PKB, a nie − jak sądzono − wzrost konsumpcji wewnętrznej, to może się okazać, że takie zamknięcie granic przełoży się na wiele gałęzi i spowoduje odczuwalne skutki w skali makroekonomicznej dla całej gospodarki − precyzuje Sadowski-Romanov.

Jak wyjaśnia prezes Itro, polskie firmy transportowe w ostatnich latach zdobyły dominującą pozycję w Europie.

− Od kilku lat można zaobserwować próby ograniczenia ekspansji polskich firm transportowych poprzez nakładanie różnych przepisów przez UE. Zobaczymy, czy teraz solidarnie Unia wesprze nasz sektor transportowy, czy wykorzysta obecną sytuację właśnie do uderzenia w ten sektor polskiej gospodarki – komentuje ekspert.

Jak dodaje Sebastian Sadowski-Romanov, tempo powrócenia sektora transportowego do normalnego funkcjonowania będzie w dużej mierze zależeć od kondycji firm.

− Te firmy, które nie mają dużych obciążeń finansowych w postaci leasingów, środków transportu czy kredytów do spłacenia oraz mają zdywersyfikowany portfel klientów krajowych i zagranicznych, powinny sobie poradzić bez problemu. Biorąc jednak pod uwagę, iż według danych Eurostatu w 2018 r. polskie firmy przewiozły blisko 270 mln ton ładunków, co stanowiło 23 proc. ładunków unijnego transportu drogowego, można przewidzieć, że zamknięcie granic uderzy w polskie firmy. Jednak jeżeli nie będą one zbyt obciążone kosztowo, to szybko wrócą na rynek. Nie zapominajmy, że bardzo ważni są w tej branży pracownicy, których w krajach unii jest po prostu mniej niż w Polsce – dodaje Sadowski-Romanov.